Jest godzina 7:00 a ja szybko pakuje kosmetyki do walizki i wyruszam na makijaże ślubne, najpierw na stołek zaprosiłęm mamę młodej, siostrę a później wisienka na torcie czyli pani młoda. Wyrobiłem się w dwie godziny i szybko do domu przebrać się, spakować na wycieczkę.
Godzina 11:00 i ruszamy wraz z kuzynem i P. Wsiadamy w moją pandę i jedziemy, tak na prawdę wycieczka jest ukierunkowana na kupno samochodu (Suzuki Splash), ale obok miejsca, gdzie koniec końców zakupiłem samochód dostrzegliśmy piękne widoki i Ruiny Zamku w Olsztynie leżących na Jurze Krakowsko-Czestochowskiej. BRzmi skomplikowanie bo to w końcu nie Olsztyn a Czestochowa... ale nie jestem dobry z geografii i nie wnikam w to jakoś głębiej. Pogoda dopisuje, zakup samochodu uważam za udany, więc czas wyruszyć na zwiedzanie.
Przystanek - tłusty hamburger i kebab... w końcu jechaliśmy ponad dwie godziny i trzeba się posilić i trochę odpocząć od tych wszystkich emocji, które mi towarzyszył. Kuzyn wrócił moją Pandą a my z P wdrapaliśmy się na Ruiny Zamku w Olsztynie.
15:00 jesteśmy na górze. Ruiny są otoczone górkami, zielenią i przepięknymi widokami, które mogą u niektórych z Was wywołać lęk wysokości, który warto zwalczać. Sobota dlatego ludzi jest sporo, ale udało się zrobić zdjęcie bez konieczności ich wycinania.
Trochę potu i jeszcze więcej zmęczenia, ale jest satysfakcja, oczy się cieszą widokiem na Częstochowę, która moim zdaniem jest piękna. Przysiedliśmy na chwilę by trochę się napatrzeć, popodziwiać i spędzić ze sobą czas.
Widzę jak ludzie się wspinają po ruinach i trochę im zazdroszczę - lubię taką aktywność i adrenalinę.
Czytam trochę o Zamku, "który został wzniesiony w drugiej połowie XIII stulecia, przez ponad 300 lat był najważniejszym punktem oporu północno-zachodniej Małopolski tuż przy granicy śląskiej a także ośrodkiem zarządu królewskiego okręgu administracyjno-gospodarczego."
Już po 16:00 czas wracać do domu bo przed nami podróż powrotna. Nie... ja nie wsiądę w nowy samochód, nie ma mowy. Zbyt wiele emocji, stresu, nerwów i ekscytacji mnie kosztował ten dzień i nie czuję się na siłach. P jest zdeterminowany i cieszy się, że może wsiąść do innego auta i spróbować swoich sił na dłuższą trasę a ja mu w pełni ufam, wiem, że jest znacznie lepszym kierowcą a w dodatku nie kieruje się emocjami tak jak ja.
Podróż mija spokojnie i nawet szybko (na pewno szybciej i wygodniej niż jadąc Pandą), po drodze zajechaliśmy na Orlen, zatankowałem Żabcię (bo tak nazwaliśmy samochód ze względu na jego zielony kolor i kształt), kupiłem kawę i Grześka.
Post ten nie jest przemyślany co do składni, przecinków i kropeczek... chciałbym by płynął prosto z moich odczuć, poczuliście ten klimat?
Zdjęcie od P z telefonu